Potrzeb związanych z tym, ile słów na minutę lub godzinę możemy przeczytać i jak ten wynik poprawić, może być przynajmniej kilka. Pierwsza — dość prozaiczna — pojawia się już w czasach szkolnych. Najczęściej problem tkwi w niechęci do pochłaniania lektur. Nauka szybkiego czytania nie jest jednak prosta i wymaga sporego skupienia oraz nakładu sił, dlatego uczniowie uciekają się raczej do… streszczeń, opracowań i wszelkich „gotowców”.
Prawdziwa motywacja pojawia się już nieco później, gdy przechodzimy w wiek produkcyjny i zarówno chcemy od życia całkiem sporo, jak i ono wymaga od nas zdecydowanie więcej. Powody są więc najczęściej zawodowe i związane z efektywnością:
Jednak czy aby na pewno zdolność do masowego pochłaniania artykułów i książek da nam realne przełożenie na jakość płynącą z tych czynności?
Jak nietrudno się domyślić, w tej dziedzinie nie brakuje zarówno zapalonych entuzjastów, zażarcie broniących swych idei, jak i sceptyków, podważających je na każdym kroku. Grono tych pierwszych wskazuje na następujące korzyści wynikające z nauki szybkiego czytania:
Największym zarzutem, z jakim można spotkać się w przypadku krytyki tych pięciu punktów, jest stwierdzenie, iż takie „nadwyrężanie mózgu” wcale nie ma wpływu na jakość dostarczanych mu informacji. Tu sprawa jest dyskusyjna, bo wiele zależy od indywidualnych predyspozycji.
Mimo wszystko warto wiedzieć, że duża ilość słów pochłanianych w ciągu jednej godziny, wcale nie musi przełożyć się na bardzo duży przyrost wiedzy i zapamiętanych (trwale) informacji. Jednak poznanie takich technik pracy z tekstem może mieć pozytywny wydźwięk np. w momencie zastosowania metody mieszanej, o której to koncepcji też znajdzie się w tym artykule kilka zdań.
Od razu przejdźmy do konkretów. Typowy, dorosły czytelnik pochłania:
To w świecie szybkiego czytania bardzo niewiele. Jednak osoby czytające bardzo często, bez stosowania technik, za to w warunkach wspomagających proces skupienia, osiągają:
Wciąż niewiele. Szybkie czytanie zaczyna się bowiem od 400 słów w ciągu minuty, chociaż to bariera czysto teoretyczna. Ile słów osiąga się po kilku tygodniach nauki?
A to przecież dopiero początek. Wraz z rozwojem i przejściem kolejnych kamieni milowych w nauce szybkiego czytania można osiągnąć zdecydowanie więcej. Wskazuje na to chociażby rekord Guinessa w Polsce, który wynosi:
Wciąż jeszcze nie osiągnęliśmy tym samym granic możliwości, co w kraju nad Wisłą udowodniła w 2002 roku pewna 19-latka, która w trakcie konkursu osiągnęła aż 46 482 słowa na minutę — rekordu nie uznano, ponieważ nie było ku temu stworzonych odpowiednich warunków. Przy okazji jeszcze warto wspomnieć, że istnieje coś takiego jak czytanie fotograficzne, gdzie rekord na świecie wynosi…
Ten wynik jest już całkowicie absurdalny i nie ma zbyt wiele wspólnego z faktycznym poznawaniem czytanych akapitów.
I w dodatku zachować najcenniejsze informacje z niej płynące, nie przegapiając „smaczków” związanych z wolniejszą i pełniejszą konsumpcją treści? Warto przytoczyć tu pewien cytat:
"Niektórych książek wystarczy skosztować, inne się połyka, a tylko nieliczne trzeba przeżuć i strawić do końca."
Cornelia Funke, Atramentowe serce
Jak wynika z wyliczeń słów czytanych w ciągu minuty opisanych w poprzednim akapicie, bez trudu można z jednym tomem poradzić sobie w godzinę. Ba, da się to w wielu przypadkach zrobić nawet w kilkanaście minut.
Wielka szkoda, że przy tych pomiarach nie można użyć narzędzia znajdującego się na stronie głównej serwisu, w którym czytasz ten artykuł — jednak ono przyda się w innych okolicznościach. Będzie pomocne tym, którzy chcą liczyć słowa podczas pisania książki, artykułu lub innych treści, a także w momencie kopiowania bloku tekstu ze strony internetowej bądź innego źródła.
Wracając jednak do meritum, warto do nauki szybkiego czytania podejść z myślą o hybrydowym zastosowaniu; czytając klasycznie tam, gdzie jest potrzeba (i chęć) dogłębnego zapoznania się z przekazem, a szybko w miejscach mniej istotnych. Takie dualne podejście ma najwięcej sensu i w istocie pozwala zoptymalizować zarówno zdolności analityczne, jak i poświęcany na lekturę czas.
Jeśli jedyną motywacją są tylko i wyłącznie cyferki, a także to, ile słów na minutę możemy przeczytać w kontekście pochwalenia się tym przed znajomymi, wtedy inwestycja w naukę szybkiego czytania nie będzie miała sensu. Przeliczanie słów na niewiele się zda, a przyjemność z obcowania z książką będzie praktycznie żadna.
Jednak odwołując się do pierwszego akapitu i potrzeb zawodowych, naukowych lub związanych z rozwojem osobistym, tematem tym warto się z pewnością zainteresować. Pewnym problemem może być mnogość literatury, kursów i trenerów — od przybytku głowa nie boli, lecz w tym przypadku… po prostu warto uważać. Nie każda metoda warta jest ogromnych nakładów finansowych, jakie życzy sobie (spora) część naciągaczy brylujących w tym biznesie.
Ilość słów zawsze powinna iść w parze z jakością. Zarówno podczas tworzenia tekstu pisanego, jak i w momencie rozprawiania się z przeczytaniem tego, co już stworzono. W tym przypadku nauka szybkiego czytania jawi się jako — nie dla wszystkich, ale w dużej mierze jednak tak — bardzo atrakcyjna metoda do nauki.