Polski alfabet opiera się na alfabecie łacińskim – zwanym też pismem łacińskim lub alfabetem rzymskim. Jest to system znaków służących do zapisu większości języków europejskich oraz wielu innych. To najbardziej rozpowszechniony alfabet na świecie – posługuje się nim około 35 procent ludzkości. W odróżnieniu od greckiego, alfabet łaciński jest de facto „abecadłem” – ponieważ jego pierwsze litery to: a, b, c, d – a nie alfa i beta. Generalnie o alfabecie mówimy wtedy, kiedy mamy do czynienia z fonetycznym systemem pisma, w którym każdy znak – zwany literą – odpowiada dźwiękowi, czyli głosce. (W odróżnieniu od pisma ideograficznego używanego np. języku chińskim, lub sylabicznego, którym posługują się Japończycy.)
Alfabety są różne, gdy ich zasadnicze zestawy liter różnią się pomiędzy sobą – tak jak w alfabecie greckim, łacińskim i cyrylickim. Kiedy znaki są zasadniczo takie same, a różnice polegają na uzupełnieniu o znaki diakrytyczne właściwe dla danego języka – mówimy o wariantach; alfabety polski i niemiecki są wariantami alfabetu łacińskiego. Polski alfabet należy do bogatych: posiada 32 litery – i to nie licząc Q, V i X, które wprawdzie występują w wyrazach zapożyczonych, ale formalnie do polskiego abecadła nie należą. Litery polskiego alfabetu to: A, Ą, B, C, Ć, D, E, Ę, F, G, H, I, J, K, L, Ł, M, N, Ń, O, Ó, P, R, S, Ś, T, U, W, Y, Z, Ź, Ż.
Historia polskiego abecadła – w staropolszczyźnie zwanego „obiecadłem” – nie jest zbyt długa. Jak surowo pisze w wydanej tuż przed II wojną światową „Encyklopedii staropolskiej” slawista i historyk literatury, Aleksander Brückner: „pierwsze składanie kilku znaków łacińskich naśladowano wzorem Czech w XIV i XV wieku, ale ponieważ szkoła wcale polszczyzny nie uczyła, więc nie zdobyto się na jednolitość i każdy znęcał się po swojemu, nad abecadłem i ortografią. Czechom jednolitą pisownię wzbogacającą znaki łacińskie kropkami stworzył Jan Hus, ale piętno kacerstwa odstraszało nas od naśladownictwa tego jedynego trafnego systemu. […] tak się mściło niedbalstwo wobec języka narodowego”... Surowa ocena Brücknera nie jest pozbawiona słuszności. Przez długi czas zapis języka polskiego w w ogóle nie odróżniał tego, co miało się później stać polskimi literami diakrytyzowanymi: Ś, Ź, Ż pisano po prostu jako Z, a Ą i Ę jako O. Z drugiej strony – nie jest tak, że polscy uczeni w piśmie nie podejmowali prób zaradzenia tej sytuacji.
Jako pierwszy próbę uporządkowania tego bałaganu podjął w połowie XV wieku profesor i rektor Akademii Krakowskiej, kanonik krakowski Jakub Parkoszowic. https://gramatyki.uw.edu.pl/book/3 W 1440 roku Parkoszowic opracował dzieło, które przeszło do historii jako „Traktat o ortografii polskiej” (tak naprawdę nie wiemy, jaki miało tytuł, strona tytułowa się nie zachowała). Traktat składał się z pisanej prozą rozprawy łacińskiej i wiersza polskiego, liczącego 34 ośmiozgłoskowce rymowane parami. Wiersz kończył się wezwaniem:
„Kto chce pisać doskonaleMożna jednak podejrzewać, że to właśnie Parkoszowica miał na myśli Brückner, kiedy pisał o „znęcaniu się nad abecadłem i ortografią” – ponieważ proponowane przez renesansowego uczonego rozwiązania były tak wymyślne i skomplikowane, że zamiast ułatwiać pisanie po polsku dodatkowo je komplikowały. Parkoszowic proponował na przykład zapisywanie długich samogłosek jako : „aa”, „ee”, wymyślił też, żeby głoski twarde zapisywać w innym kształcie: na przykład twarde „b” miało mieć kwadratowy brzuszek. W sumie – jego pomysły się nie przyjęły i cała ciężka praca poszła na marne.
Na następną próbę uporządkowania ortografii polszczyzna musiała czekać kilka dekad; dopiero w latach 1514–1515 prawnik i gramatyk Stanisław Zaborowski opublikował łaciński traktat zatytułowany „Ortographia seu modus recte scribendi et legendi Polonicum idioma quam utilissimus” czyli „Ortografia lub sposób czytania i pisania języka polskiego, z poradami praktycznymi”. Zaborowski zaproponował system ortograficzny, wzorowany na czeskim, z użyciem znaków diakrytycznych – niestety, jego pomysł także nie chwycił w szerszym wymiarze. Jednak do Zaborowskiemu zawdzięczamy zasadę jednoznakowego, diakrytycznego zapisu spółgłosek oraz dwie litery, bez których nie wyobrażamy sobie dziś polszczyzny: Ż i Ł. Po Zaborowskim przyszli następni wcześni językoznawcy polscy – Stanisław Murzynowski, autor „Ortografii polskiej” z 1551 r. i Jan Januszewski, który w 1594 napisał dzieło „Nowy karakter polski”. Podobnie jak poprzednicy ponieśli klęskę: ich projekty nie zostały uznane za obowiązującą polską ortografię.
Kolejna próba to dzieło pt. „Pierwsze zasady gramatyki języka polskiego” wydane w 1822 przez generała i językoznawcę Józefa Mrozińskiego, którzy wszakże chyba sam nie wierzył w swój sukces, pisał bowiem: „Niech nikt mnie nie obwinia, że jeszcze jednę tworzę nową ortografię, kiedy się ich już tyle namnożyło, że prawie każdy wydawca pisma periodycznego ma swoją własną”… I sytuacja nie poprawiła się przez następne stulecie… Po odzyskaniu niepodległości, w 1918 roku, wydane zostały „Główne zasady pisowni polskiej ze słowniczkiem według uchwał Walnego administracyjnego Zgromadzenia członków Akademji Umiejętności w Krakowie” – jednak i one nie przyniosły konsensusu: językoznawcy zmiany kwestionowali, a większość prasy po prostu ignorowała. http://pbc.up.krakow.pl/dlibra/docmetadata?id=6572&from=publication Później, w roku 1932 , przyszło 9. wydanie akademickiej „Pisowni polskiej” – które przyniosło za sobą kolejne protesty i skargi.
Wreszcie, w 1934 roku, Akademia zwróciła się do Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z wnioskiem o zwołanie konferencji ortograficznej; ministerstwo zgodziło się, stawiając przed nowym organem zadanie uporządkowania i uproszczenia pisowni. W 1935 roku ruszyły prace Komitetu Ortograficznego Polskiej Akademii Umiejętności. Początkowo kierował nim prezes PAU, profesor UJ, językoznawca Jan Michał Rozwadowski, który wszakże zmarł niecałe dwa miesiące po rozpoczęciu obrad; zastąpił go późniejszy (powojenny) prezes Akademii, slawista, historyk języka polskiego i dialektolog, prof. Kazimierz Nitsch. I dopiero praca tego komitetu doprowadziła – w 1936 roku – do chwili, w której polska pisownia zyskała jeden, obowiązujący kształt. Opracowana przez Komitet reforma ortografii została rozpowszechniona w szkołach i instytucjach rządowych. Kolejne zmiany w polskiej ortografii następowały drogą kolejnych publikacji „Pisowni polskiej” – aż do drugiej połowy lat 90.
Wtedy to, na mocy uchwały Prezydium Polskiej Akademii Nauk nr 17/96 z dnia 9 września 1996 roku, powołano Radę Języka Polskiego. https://rjp.pan.pl Jej działalność zyskała później umocowanie prawne w ustawie o języku polskim z 7 października 1999 roku. W skład RJP wchodzą specjaliści od antropologii kultury, dziennikarstwa, historii, historii i kultury polskiej, informatyki, językoznawstwa, literatury, medycyny, oświaty, prawa, publicystyki, semiotyki, teatru, teologii, teorii literatury, translatoryki. Pierwszym przewodniczącym Rady był językoznawca i prasoznawca, specjalista w dziedzinie komunikowania masowego i socjolingwistyki, prof. Walery Pisarek. W 2000 roku zastąpił go językoznawca, gramatyk normatywny i leksykograf, prof. Andrzej Markowski, a jego z kolei, w roku 2019, językoznawczyni i filolog dr hab. Katarzyna Kłosińska. Rada wydaje „uchwały ortograficzne” w kwestiach, budzących wątpliwości co do pisowni. Ostatnia pochodzi z roku 2008 i dotyczy pisowni wyrazów „kosmos” oraz „wszechświat” – które, zgodnie z uchwałą, można zapisywać zarówno małą, jak i wielką literą. Także w 2008 roku – 7 lat po tym, jak zjawiska te wdarły się brutalnie do społecznej świadomości – RJP ogłosiła, że „nazwy arabskie typu »Al-Kaida«, »Al-Dżazira«” piszemy „wielką literą i z łącznikiem”. Można oczywiście narzekać na powolność SJN – ale przecież fakt, że jej uchwały są tak rzadkie i dotyczą niefundamentalnie istotnych kwestii, to dowód tego, jak dalece kodyfikacja języka polskiego posunęła się przez ostatnie 100 lat.
Liczba liter w wyrazie języka polskiego jest ważna jeszcze pod jednym nietypowym kątem: świadczy o poprawności ortograficznej zapisu. Na co dzień o tym nie myślimy, ale w polszczyźnie występuje szereg głosek, których zapis może być jedno- lub dwuliterowy. Pierwsze i oczywiste to pary „ż”-„rz” i „h”-„ch”. Ale przecież błędy ortograficzne można popełniać także przy innych głoskach, jeśli zapiszemy to co słyszmy, niepomni na zasady pisowni: np. „szać” zamiast „szadź”, „mondra” zamiast „mądra”, „pienkny” zamiast „piękny”, czy też „lałurka” zamiast „laurka”. Te wszystkie błędy to efekt polskiej ortografii – specyficznej cechy naszego języka, którą przeklinamy jako uczniowie, torturowani dyktandami, i uczymy się doceniać w późniejszym życiu. Jak przekonuje wybitny językoznawca prof. Andrzej Markowski, wieloletni przewodniczący Rady Języka Polskiego, pisanie zgodnie z zasadami ortografii polskiej jest potrzebne. Przede wszystkim ze względu na czytelność tekstu – istnieją wyrazy, które brzmią tak samo, choć różnią się i sensem i zapisem: jak „Chełm” i „hełm”, czy „dowieść” i „dowieźć” – ale także ze względu na szacunek dla czytelnika tego, co napiszemy.